[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na filmy i...
- Cztery - sprostowała znowu Betsy. - W przyszłym roku Spielberg
robi następny.
- Opowieści o duchach - powtórzyła Elizabeth. Dopiero teraz
wszystko stało się jasne. - Rozumiem. Potrzebowała pani materiału i
znalazła.
- Coś w tym rodzaju - przyznała Betsy. - Ale zupełnie przypadkowo.
Proszę nie myśleć, że specjalnie po to tu przyjechałam.
- Tak właśnie myślę - mruknęła Elizabeth, spoglądając na Sama.
Sam stanął tuż obok niej i wziął ją za rękę.
- Mylisz się - rzekł najciszej, jak mógł. - Mówiłem ci, że matka ma
bujną wyobraznię i lubi wszystko komplikować.
Elizabeth wyswobodziła dłoń.
- A ty wiesz, jak z tego korzystać. Zaaranżowałeś jej wypadek,
żebym pozwoliła jej zostać, tak? Wiedziałeś, że nie chcę, żeby Longley
stało się sławne ze swych duchów. To bez sensu.
- Ruckles sam o wszystkim napisze - oznajmiła głośno Betsy. -
Będzie trzeba to trochę ożywić, ale w tym mu pomogę.
Kilka pad znało książki Betsy, niektóre poprosiły o autografy. Ich
podniecone głosy rozbrzmiewały w wyłożonym marmurem holu. W końcu
Ruckles oznajmił, że bagaże gości są już na podjezdzie. Pattie i Peggie
stały przy schodach, czekając na dalsze rozkazy.
138
R S
- I jeszcze jedno - powiedziała Betsy. - Czy chcą panie wiedzieć,
czemu w tym pokoju straszy?
Oczywiście wszystkie chciały.
- ProszÄ™ za mnÄ….
Elizabeth nie miała wyboru. Ze sztucznym uśmiechem ruszyła wraz
z innymi do błękitnej sypialni. Chciała, żeby Martinowie jak najszybciej
wyjechali. Niech sobie Betsy zabiera stąd swe opowieści o duchach, swego
przystojnego syna i samÄ… siebie. I to jak najszybciej. Zaraz po wyjezdzie
gości. A za nimi niech podąży Anthony.
- Popatrzcie. - Betsy odchyliła atłasową narzutę i pokazała jedną z
nóg łoża. - Widzicie te inicjały? HC?
Wszyscy oprócz Elizabeth i Sama nachylili się, by zobaczyć.
- HC to znaczy Hampton Court. Tutejszy piąty lord był szambelanem
na dworze Stuartów, po śmierci królowej Elżbiety.
- I? - dopytywał się o dalszy ciąg Anthony.
- Zajmował się usuwaniem wszystkich niepotrzebnych mebli z
dworów królewskich. Zdaje się, że i wtedy często dokonywano
przemeblować. No i lord wykorzystywał wiele tych rzeczy, żeby
umeblować swe własne posiadłości. Było to oczywiście całkowicie
legalne.
Betsy wyprostowała się i opuściła kapę.
- Hampton Court. A więc mogło to być rzeczywiście łóżko królowej.
I dlatego straszy.
- Nic nie straszy - zaprotestowała Elizabeth. - To bardzo ładna
historyjka, ale...
Betsy pokręciła głową.
- Nie czujesz?
139
R S
- Nie.
Betsy powąchała powietrze.
- Majeranek.
- Królowa używała go w swych perfumach - wtrącił się Ruckles.
- Stań tutaj.
Betsy nie ustawała. Podprowadziła Elizabeth do portretu. Samowi
też kazała tam stanąć.
- Chodz, stań tutaj z lady Liz i powiedz, co czujesz, patrząc na
portret.
- NaprawdÄ™ nie...
Elizabeth mimo wszystko stanęła przy portrecie, plecami do gości.
Uznała, że nie jest to najlepszy moment, by robić sceny. Gościła przecież
dziesięć agentek ważnych biur podróży. Bardzo ważnych dla jej
przedsięwzięcia.
Betsy wycofała się i szepnęła coś do zgromadzonych w pokoju.
Elizabeth nie dosłyszała ani słowa. Czuła, że dotyka jej ramię Sama.
- Odsuń się ode mnie - szepnęła, udając, że przygląda się rudowłosej
królowej. Nie był to szczególnie schlebiający portret.
- Nie. Dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.
- Chcę, żebyś wraz z matką jak najszybciej się stąd wyniósł -
szepnęła. - Anthony podwiezie was, dokąd będziecie chcieli.
- Dobrze. Skoro tak sobie życzysz.
- Tak właśnie. Poproś więc matkę, by przestała zbierać materiały do
swego kolejnego bestsellera, i pozwól mi pożegnać się z gośćmi.
Zaczekała, aż odejdzie. Już spokojniejsza, rozejrzała się dokoła.
- Lizzie?
- Co?
140
R S
Zobaczyła stojącego przy zamkniętych drzwiach Sama. W pokoju
nie było nikogo. Tylko ich dwoje.
- Drzwi są zamknięte na klucz.
- To je otwórz.
- Gdybym mógł, na pewno bym to zrobił - odparł.
- Gdzie się wszyscy podziali? - Elizabeth podeszła do drzwi i sama
nacisnęła klamkę. - Czy to ma być kawał?
- Trudno powiedzieć - odparł, zdejmując swą przyciasną kurteczkę. -
Podejrzewam, że wszyscy poszli razem z matką na dół.
- Przecież Ruckles by nas tu nie zamknął.
- Nie? Nawet gdyby matka mu powiedziała, że będzie miał więcej
czasu na pisanie? Znów swata.
- No, chyba że tak. Tym mogła Rucklesa przekonać. - Elizabeth
przysiadła na brzegu łóżka. - Twoja matka ma talent do namawiania ludzi
na najdziwniejsze rzeczy.
- Moja matka to niesamowita kobieta. Mój ojciec umarł, kiedy
miałem dziesięć lat, i od tamtej pory, by zarobić na nasze utrzymanie, w
ciągu dnia zarządzała jego firmą budowlaną, a po nocach pisała.
Przekonała samą siebie, że uda jej się zostać sławną i bogatą. I tak się
stało.
- Okłamałeś mnie. Sam usiadł obok niej.
- W jakiej sprawie?
- Nie powiedziałeś, po co naprawdę przyjechaliście do Longley.
- Mówiłem prawdę, kochanie. - Sam ujął jej dłoń. - To była
zwyczajna autokarowa wycieczka.
Elizabeth spojrzała mu prosto w oczy.
141
R S
- Dopóki twoja matka nie uznała, że w tym pokoju straszy. Dopóki
nie postanowiła zebrać materiałów do swej następnej książki. Dopóki nie
pomyśleliście sobie, że uda się wam nabrać tę małą Angieleczkę, co?
- Wcale tak nie było i dobrze o tym wiesz.
- Twoja matka opowiedziała wszystkim, że jesteś moim mężem.
Sam uśmiechnął się i podniósł jej dłoń do ust.
- Czy to by było coś strasznego?
Elizabeth była pewna, że jej serce na moment przestało bić.
- Nie mogłabym zostawić Longley.
- Wcale tego od ciebie nie chcę. Moglibyśmy coś wymyślić... gdybyś
mnie kochała.
Elizabeth pokręciła głową.
- To nie takie proste.
- Wprost przeciwnie. Kocham ciÄ™. I ty mnie kochasz.
- Przerwał na moment i złożył na jej wargach leciutki pocałunek. -
Razem na pewno doprowadzimy Longley do takiego stanu, że zacznie
przynosić zyski.
- Razem?
- Tak. Chętnie podejmę takie wyzwanie. Przerobimy zachodnie
skrzydło na mieszkanie dla mojej matki. Sprzedam swoją firmę i będziemy
mieli dość pieniędzy, by wyremontować Longley i usatysfakcjonować
panów z funduszu powierniczego. - Sam uśmiechnął się. - To znaczy, jeśli
zgodzisz się na resztę życia zostać zwyczajną panią Martin.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]