[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to na trzymane w rękach zdjęcia. Nie mogła uwierzyć, \e
nagle znalazła się w miejscu, o którym tak wiele przez te
wszystkie lata myślała. Bananowiec na dziedzińcu urósł, a
wokół wejścia ktoś posadził kwiaty, poza tym jednak
wszystko wyglądało tak jak na fotografiach.
- Czy masz zamiar spędzić resztę dnia w samochodzie, czy
wysiądziesz i wejdziesz ze mną do środka?
Willow podniosła wzrok i ku swemu zaskoczeniu
stwierdziła, \e Steve zdą\ył wysiąść i stanąć na chodniku od
jej strony. Schylił się i otworzył przed nią drzwiczki:
_ Przepraszam. - Wsunęła zdjęcia do kieszeni \akietu i
postawiła stopy na chodniku. .
Steve nie mógł sobie odmówić przelotnego spojrzenia na jej
nogi w czarnych pończochach. Były niesamowicie zgrabne.
- Czy masz coś przeciwko temu, \eby zostawić ją w
baga\niku? - spytał, kiedy sięgnęła po teczkę le\ącą na
tylnym siedzeniu. - Nie przyda ci siÄ™ tu do niczego.
Willow bez słowa podała mu teczkę. Steve wsadził ją do
baga\nika i zatrzasnÄ…Å‚ klapÄ™.
- Nie boisz się, \e ktoś się włamie do samochodu?
- To porządna dzielnica. A poza tym mam alarm, który
mógłby umarłego postawić na nogi.
Minęli bramę z kutego \elaza prowadzącą na dziedziniec
Bachelor Arms i podeszli do frontowych drzwi. Były
zamknięte na klucz. Obok drzwi wisiała mosię\na tabliczka z
nazwiskami lokatorów i domofon. Wy\ej jeszcze jedna, stara
tabliczka z wypisanÄ… gotyckimi literami nazwÄ… rezydencji,
pod którą ktoś wydrapał w tynku dwa słowa: "Uwierz
legendzie".
- Co to mo\e znaczyć? - spytała. - O jaką legendę chodzi?
Steve wcisnÄ…Å‚ guzik obok tabliczki z napisem "ZarzÄ…dca".
- Nie mam pojęcia. Wygląda mi to na jakiś głupi \art.
- To nie \art. Tu chodzi o damę z lustra - odezwał się miękki
głos z leciutkim rosyjskim akcentem.
Steve i Willow odwrócili się jak na komendę. śadne z nich
nie zauwa\yło, by ktoś nadchodził, a tymczasem ujrzeli
stojącą u stóp schodów kobietę. Pomimo wyraznie
podeszłego wieku była ciągle jeszcze piękna jakąś
szczególną, rzadko spotykaną szlachetną urodą. Niska i
drobna, miała na sobie ró\owy dres i białe adidasy. Spod
baseballowej czapki z daszkiem ocieniającym twarz spływał
długi warkocz siwych włosów.
- Przepraszam - odezwała się Willowo - Czy chce pani
wejść?
- Zwykle wchodzę przez podwórze. Dzięki temu nie muszę
nosić klucza. Zobaczyłam, \e stoicie tu i próbujecie
dodzwonić się do Kena Ambersona, więc podeszłam, aby
wam powiedzieć, \e go nie ma. Kiedy wychodziłam na
spacer, jechał po zakupy. Wątpię, czy zdą\ył wrócić. -
Staruszka przyjrzała się im z nie skrywaną ciekawością. -
Czy zamierzacie wynająć mieszkanie?
Steve, pokrę9ił głową.
- Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś o jednym z dawnych
lokatorów tego domu. Sprzed wielu lat. Mo\e pan Amberson
będzie nam mógł pomóc. Czy wie pani, od jak dawna on tu
pracuje?
- Owszem, wiem. Ken Amberson pracuje tu od ... - kobieta
zamknęła oczy i zastanawiała się przez chwilę - od około
dwudziestu siedmiu lat.
Steve i Willow wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Od
dwudziestu siedmiu lat! Ich szanse, by dowiedzieć się czegoś
o losach Donny Ryan, rosły. Zeszli po schodach na chodnik i
stanęli obok starszej pani.
- Tak, Ken zaczął tu pracować w tysiąc dziewięćset
sześćdziesiątym ósmym. Dobrze to pamiętam, bo właśnie
kazałam pomalować swoje mieszkanie na fiołkowo ró\owo.
Ale\ to był głupi pomysł! - Wybuchnęła śmiechem, który
brzmiał tak młodzieńczo, jakby miała nie więcej ni\
dwadzieścia lat. - Biedak musiał zacząć od malowania całego
mojego apartamentu na nowo.
- Więc pani tak\e mieszka tu od sześćdziesiątego ósmego
roku? - spytała Willow.
- O, nie, drogie dziecko. Ja mieszkam od czterdziestego
siódmego - oświadczyła z dumą ich rozmówczyni.
Steve i Willow zaniemówili.
- Za dobrze nam idzie - mruknÄ…Å‚ pod nosem Steve. -
Zaczynam się bać, \e za dobrze nam idzie.
- Mo\e to za sprawą damy z lustra? - zasugerowała starsza
pani.
- Damy z lustra? ~ powtórzyła pytającym tonem Willow.
Ich rozmówczyni wskazała wzrokiem tabliczkę.
- Uwierzcie legendzie.
- Jakiej legendzie?
- O, to długa historia. A mo\e weszlibyście do mnie?
Napijemy siÄ™ herbaty i spokojnie porozmawiamy -za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]