[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wojskowe przestępstwo w Krasnymstawie. Pułk już był starszy, miał kilku dawniejszych oficerów -
jednym słowem był już pułkiem. Szef szwadronu, Tomicki, prezydował. Między innymi zasiadał
kapitan Orzelski, legionista. Dopiero co był przyjechał ze starą żoną i dwoma mułami, co było
zjawiskiem uciesznym wówczas dla wszystkich, tak w Krasnymstawie, jak i w całej Lubelskiej
Ziemi. Zasiadł także pięćdziesięciokilkoletni Brzozowski, porucznik Kościuszkowski; tego nie zdołał
zmusić pułkownik z całą radą gospodarczą do podcięcia pół kurtki i do podniesienia stanu. Zamiast
pasa z klamrą, ledwie nie pod pachą, jakeśmy wtenczas nosili, nosił go niżej brzucha... zamiast
pałasza spuszczanego aż do kolana nosił swój tak krótko, że w tył podany ledwie ostróg sięgał.
Przedrwiwano z Kościuszkowskich, że się nie dość francuszczyli, przedrwiwano pózniej
Napoleończyków, że nie mieli dość Konstantynowskiej lalkowatości - mutantur tempora etc.
Feliks Boznański był raporterem, a kiedy Orzelski na swojej karteczce, skurczywszy indeks na
piórze, jak Turek nogę na kulbace, zaczął pisać z zadziwieniem i rozweseleniem razem czytających
mu przez ramię: Kara śmierci, Boznański zwrócił ku niemu krucyfiks i rzekł: "Na rany tego, pisz
lepiej!" Wtenczas powstał śmiech, jak pewnie nigdy w żadnym sądzie nie słyszano, a winowajcy nie
otrzymali i połowy kary, na którą zasłużyli. Nie tak uciesznie skończyła się sprawa w Lublinie, o
której moim zwyczajem zacząłem mówić i nie skończyłem.
Jako raporter nie wetowałem w sądzie, Bogu dzięki, a jednak przykre to dla mnie przypomnienie.
Kapral 13 pułku piechoty stojącego w Zamościu wyszedł w nocy z ośmiu żołnierzami na łówkę
kartofli. Wracając koło karczmy, pociągnięci wonią anyżu, pukają do drzwi, a gdy %7łyd niegłupi
otworzyć nie chciał, odbijają okiennicę siekierą, włażą przez okno, piją do woli, a na końcu (tu sęk!)
żądają pieniędzy. Dostało się każdemu, dobrze pamiętam, po 5 zł gr kilka. Oskarżeni o kradzież z
wyłamaniem zamknięcia, czyli mówiąc po polsku, o rabunek, stanęli przed sądem. Winę kaprala
powiększała ta okoliczność, że był zbiegiem rosyjskim, nie można go było za nowego żołnierza
uważać, że podkomendnych namówił do marudy, że nareszcie postawił jednego na straży, nim się do
karczmy zbliżył, co dowodziło wcześnie z namysłem chwycone przedsięwzięcie. Na jego zaś
uniewinnienie można było powiedzieć, że wyszedł z wojska rosyjskiego, gdzie złodziejstwo jest
piątym żywiołem, że był przesiąknięty, żeby się tak wyrazić, innym pojęciem cudzej własności,
zwłaszcza kartofli, niż to, jakiego teraz od niego wymagano, że nareszcie on, kapral, pamiętny słów
Hipolita do Tezeusza: Ainsi que la Vertu le Crime a ses degres (co par parenthese, z przeproszeniem
pana Rasyna, jest nonsensem, bo występek kroczy po szczeblach, ale nie cnota), mógł był
wnioskować z niejaką pewnością, że i kara a ses degres, a nie widząc w wojsku polskim pałek, nie
mógÅ‚ wierzyć sÅ‚uchajÄ…c o karze Å›mierci. Que la Charte soit une vérité.
Mniej jeszcze winnymi byli współoskarżeni, młodzi ludzie, nowi żołnierze, z równie pustym
najczęściej żołądkiem, jak i kieszenią, bo płaca rzadko kiedy kapnęła. Dlatego też nielegalne
wycieczki za żywnością bywały karane tylko na zaskarżenie uszkodzonego. Patrzano przez szpary, a
każdy, jak ów dzban, nosił wodę, póki ucha stało. Książę Józef potwierdził wyrok pierwszego i
wtórego sądu. Miał on wiele powodów do rozwinięcia całej surowości prawa. Wojskowość
panowała w Księstwie Warszawskim żelaznym berłem. Mało znaczył obywatel, a jego własność
jeszcze mniej. Pod rządem militarnym, jeżeli obywatel więcej znaczy od konia szeregowego, za to o
wiele mniej od każdego szeregowca. Nie dość kwaterunek napełniający dwory i zajezdne domy
nieproszonymi gośćmi - nie dość rekwizycje otwierające spichlerze, a czasem obory i stajnie, jeszcze
nikt nie był w stanie ustrzec od napaści swoich owoców w sadzie, swoich stert w polu. Do
wszystkiego współka, częstokroć nawet i do... Pani zgadujesz, więc zamilczę. Po wsiach oficerowie,
chcąc koncentrować swoje oddziały, wyłamywać kazali ściany, przerabiali na stajnie chłopskie
stodoły. Ja sam w Sołeckiej Woli cieszyłem się z moich rozporządzeń i przeistoczeń, nie
pomyślawszy ani razu, czy nie niszczę gospodarza zajmując całe jego obejście. Wina to była
właściwie starszych. %7łołnierz rolnikowi zaglądał głęboko do garnka i do brogu, a wszelki opór
pociągał za sobą niebezpieczeństwo osobiste. Ekscesa żołnierskie powtarzały się często, coraz
częściej. W Hrubieszowie obywatel z sąsiedztwa, Guzowski, dostał od ułanów obszerną etymologię
swojego nazwiska... Natenczas pan Guzowski jak ów leśniczy... ale to inna historia... że zaś niedługa,
więc powiem.
Oto tak było: Pewien leśniczy, przedwczesnym pochwycony patriotyzmem, w zielonej kurcie z
siwymi barankami i w czapce z kutasem dosiadł zrebnej kobyły i widząc harcujących ułanów 3-go
pułku przyłączył się do nich. Kiedy się zwijał, jak mógł najlepiej, jeden z wiarusów, czy krótkiego
wzroku, czy podpity, czy nie mogąc wstrzymać zamachu, czyli też nareszcie biorąc patriotę w
nieznanym stroju za jakiego wice-huzara, walnął go w łeb drzewcem, a grotem... w udo ugodził...
Wtenczas leśniczy, z tym uczuciem, z jakim Brutus pod Filipami wyrzekł; "Cnoto, jesteś niczym!" -
zawołał chwytając się za część uszkodzoną: "A niech diabli biorą z taką Ojczyzną!..."
Otóż i pan Guzowski mógł był wykrzyknąć toż samo... i pewnie wykrzyknął, kiedy ściągnięty z
bryczki wziął w skórę za to, że przed paru dniami złapał w swoim grochu kilku żołnierzy. Okropna
zniewaga, straszna swawola, a jednak prawdę mówiąc, lubo winni zostali ukarani, nie wzbudzał ich
występek między oficerami należytego oburzenia. Pod Warszawą zaś Kuszell, kapitan huzarów,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]