[ Pobierz całość w formacie PDF ]
emocjonalne, intymne. Twoja córka. Moja matka. Mój dziadek.
- Jeannie... - zaczął łamiącym się głosem. - Nie powiedziała mi o dziecku, twojej matce. Nie
wiedziałem, że mam... kogokolwiek... do chwili aż Jolene mnie odszukała.
184
Co zdarzyło się dużo lat po jej narodzinach. O wiele za pózno.
- Cóż - szepnęłam. - Teraz masz mnie. Znieruchomiał, a po jego twarzy przebiegł jakiś bolesny
skurcz. Ale to trwało tak krótko, więc może tylko to sobie wyobraziłam.
Dobili do nas Grant, potem Mary. Starszy pan nawet na nich nie spojrzał.
- To się zaczęło od Strażniczek. - Nie odrywał ode mnie wzroku.
- Co? - spytałam, wypuszczając wolno powietrze. - Zakon Cribariego?
- Mój zakon - odparł i znów podjął ostrożną wspinaczkę. - W dawnych czasach na Ziemi mieszkało
wiele Strażniczek. Nie wyobrażasz sobie, jaką posiadały moc ani jak bardzo ludzie ich potrzebowali.
Armia Rzezników była ogromna i nie wszystkie demony udało się zamknąć za Zasłoną. Wiele pozostało
na wolności. Strażniczki na nie polowały. Niektórzy oddawali im za to boską część.
- Niektórzy - powtórzyłam. - I właśnie ci stali się takimi jak Antony Cribari?
- Nie upraszczaj sprawy - obruszył się. - Strażniczki poprzedziły chrześcijaństwo o jakieś osiem
tysięcy lat. Po ich... odejściu został tylko twój ród. I musiał być chroniony za wszelką cenę. Co do mnie...
ja tylko okiełznałem istniejącą już fascynację, mitologię powstałą na bazie istnienia rodu Tropicielek i
Strażniczek. Przystosowałem te legendy tak, żeby były użyteczne w tamtym okresie. - Popatrzył na mnie
z powagą. - Jesteś, moja droga, potomkinią kobiety, która wstrząsnęła światem i na zawsze zadomowiła
się w ludzkich marzeniach. Pojawiasz się wszędzie tam, gdzie są boginie ciemności i królowe
wojowniczki. Pamiętaj o tym.
Słowa Jacka zmroziły mnie.
- Ojciec Cribari nie miał na mój temat aż tak dobrego zdania.
- Czasy się zmieniają - odparł ponuro. - Na początku potrzebowałem wsparcia, więc zebrałem wokół
siebie tych godnych zaufania. Zleciłem im obserwację i robienie zapisków. Czasami też kazałem udzielać
pomocy twojemu rodowi. Ta pierwsza grupa zwerbowanych kobiet i mężczyzn wyszkoliła następnych i
tak narodził się... zakon. Kiedy chrześcijaństwo zaczęło zdobywać ważną pozycję na mapie kulturalnej
świata, członkowie mojego zakonu dołączyli do tej religii. I to było dość wygodne, choć niestety około
XIII wieku pojawiły się pewne... nieporozumienia. A stworzony przeze mnie zakon uległ degeneracji.
- Chcesz powiedzieć, że członkowie zakonu zaczęli obawiać się mojego rodu? - spytałam wolno.
- Zawsze się go obawiali. Tak jak niektórzy obawiają się anioła zemsty. Jednak do tamtej pory
uważali, że twój ród stoi po stronie dobra.
- Więc co się zmieniło?
Nie od razu odpowiedział. Grant, który przysłuchiwał się w milczeniu, złapał mnie za rękę.
- Pewnie chodzi o inkwizycję - wyjaśnił cicho. - Pod koniec XII wieku dominikanie dostali
przyzwolenie, by pozbyć się heretyków.
Starszy pan nie patrzył na nas, tylko - zupełnie jak ja wcześniej - spoglądał w niebo.
185
- Lęk przed bóstwem to coś zupełnie innego niż strach przed torturami i potępieniem. I gdy inni
płonęli żywcem na stosach lub łamano ich kołem za przewiny tak drobne jak wiara w obcego boga,
członkowie mojego zakonu kryli tajemnicę, która mogłaby... zmienić wszystko. - Przesuwając dłonią po
szyi, zamilkł, aby złapać oddech. - Strach prowadził do zwątpienia, zwątpienie do niepokoju. W okresie
gdy procesy czarownic były na porządku dziennym, powstały już także mocne podwaliny myślenia
potępiającego to, co wcześniej uważano za ostatnią siłę zdolną powstrzymać Armagedon.
- Rozpadniecie się więziennej Zasłony. - Dotknęłam palcami blizny pod uchem; tyle trudów z
powodu tej tak nic nieznaczącej wiązki martwego ciała. - Cribari aż tak bardzo się nie mylił. We mnie
naprawdę drzemie ciemność. O czym ty dobrze wiesz. Jesteś o tym przekonany, inaczej nie miałbyś tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]