[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobiety, kiedy sobie podpiją i ozorom wolność dadzą.
Izba aż się trzęsła od śmiechu, a one tak rozpuszczały gęby, aż młynarzowa zaczęła im przekładać, by
wzgląd miały na dziewuchy i na dzieci, a organista też dowodził, że to wielki grzech siać zgorszenie i zły
przykład dawać.
- Bo - prawił - Pan Jezus nam rzekł i święci apostołowie, co wszystko w niewiniątka zgorszysz, to jakby
mnie samego; tak stoi w Piśmie Zwiętym - bo niepomiarkowanie w piciu, w jadle jak i w uczynkach
srogo karanym będzie, to wam, ludzie kochane, mówię - bełkotał niewyraznie, bo nie po jednym już był
ni po dwóch...
- Kalikant jucha, zabawy będzie ludziom bronił.
- O księdza się obciera, to myśli, że święty!
- Niechaj se uszy kapotą zatka! - leciały nieprzychylne głosy, bo nie lubiano go we wsi.
- Wesele dzisiaj, to nie grzech się zabawić, pośmiać z czego wesołego i ucieszyć, to już ja, wójt, to
wama mówię, moi ludzie.
- A na ten przykład i Jezus po weselach bywał i wino pijał... - dorzucił poważnie Jambroży, ale cicho, bo
już pijany był, a że w końcu przy drzwiach siedział, nikt go nie słyszał - i mówić wszyscy zaczęli, śmiać
się, trącać kieliszkami, a coraz wolniej pojadać, aby się do syta najeść; niejeden już i pasa popuszczał,
przeciągał się, by więcej zmieścić...
Kucharki znowu z miskami nowymi szły i śpiewały:
Chrząkała, kwiczała, w ogródeczku ryła,
Będzie teraz gospodarzom za szkodę płaciła!
- Wysadzili siÄ™, no, no! - dziwili siÄ™ ludzie.
- Jakże, z tysiąc złotych kosztuje wesele..:
- Opłaciło się niezgorzej, bo to nie zapisał sześciu morgów!
- Za tę dziecińską krzywdę se balują.
- A Jagna siedzi jak ten mruk.
- Maciej za to ślepiami świeci kiej żbik!
- Kiej to próchno, moiściewy, kiej próchno!
- Będzie on jeszcze płakał.
- Nie jest on z tych, co płaczą, do kija prędzej się wezmie...
- To samom mówiła wójtowy, jak o zmówinach powiedziała.
- Czemu to ona dzisiaj nie przyszła?
- Jakże, leda dzień zlegnie...
- Rękę bym sobie dała uciąć, że niedługo, niech ino muzyki zaczną w karczmie, to Jagna ganiać będzie
za parobkami.
- Mateusz ino czeka tego!
- Hale, hale?
- Przeciech! Wawrzonowa słyszała, co wygadywał w karczmie.
- %7Å‚e go to nie prosili do muzyki?
- Stary chciał, ino Dominikowa się przeciwiła, wszyscy wiedzą, co było, to jakże?...
- Przykłada każdy, a widział kto?
- To niby po próżnicy pogadują!
- A Bartek Kozieł wypatrzył ich na zwiesnę w boru...
- Kozieł jest złodziej i cygan, miał z Paczesiową sprawę o świnię i bez złość wygaduje...
- I inni majÄ… oczy widzÄ…ce, majÄ…...
- I zle się to skończy, obaczycie... juści, mnie to nic do tego, ale tak myślę, że się Antkom krzywda
stała i dzieciom, to i kara przyjść przyjdzie za to.
- Pewnie, Pan Jezus nie rychliwy, ale sprawiedliwy...
- O Antku tyż coś niecoś napomykali, że tu i ówdzie widywali ich razem, jak się zmawiali... - przyciszyły
głosy i rajcowały coraz złośliwiej, i nicowały nieubłaganie całą rodzinę, nie darowując i starej, a litując
się nad chłopakami najbardziej.
- A bo to nie grzech! Parobki pod wąsem, Szymek ma już dobrze na trzydzieści i żenić mu się nie da, z
domu nie popuści i o bele co piekłuje.
- Przecie to i wstyd, chłopy tyle, a wszystkie kobiece roboty robią. . .
- By sobie ino Jagusia rączków nie powalała!
- A po pięć morgów mają i żenić by się już mogli!
- Tyle dziewczyn jest we wsi...
- A wasza Marcycha najdawniej czeka i grunt przyległy do Paczesiowego!
- Baczcie na swoją Frankę lepiej, by się czego z Adamem nie doczekała!
- Stara jest piekielnica, to wiadomo, ale chłopaki też niezguły i ciamajdy!
- Tyle paroby, a matczynej kiecki boją się puścić!
- Puszczą się... już dzisiaj Szymek cięgiem chodzi za Nastką Gołębianką.
- Ociec ich był taki sam, dobrze baczę, a stara za młodu nie lepsza od Jagusi!...
- Jaki korzeń, taka nać! - taka córka, jaka mać!
Muzyka przycichła, grajkowie jeść poszli na drugą stronę, bo wieczerza się skończyła.
Cicho się nagle uczyniło niby w kościele podczas Podniesienia - po chwili jednak gwar buchnął jeszcze
mocniejszy, aż się zakotłowało, wszyscy naraz mówili, krzyczeli a dowodzili sobie przez stoły, że już
jeden drugiego nie słyszał.
Podali na ostatku, dla wybranych, krupnik, miodem i korzeniami zaprawiony, a reszcie szczodrze
stawiali tęgą okowitę i piwo.
Mało kto zważał, co pije, bo już się ze łbów kurzyło niezgorzej i kontentność rozbierała. Siadali, jak było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]